Jesteś tutaj:
Vienna City Marathon

Vienna City Marathon

Niedziela 13.04 była niedzielą dla biegaczy z maratonami w Warszawie, w Wiedniu, w Łodzi, w Rotterdamie, i w Londynie. Maraton Wiedeński wybrałem ze względu na piękną metę (biegnie się kilkaset metrów po czerwonym dywanie) i ze względu na uroki tego miasta. Dojazd samochodem to tylko 8 godzin i udało nam się zarezerwować niedrogi hotelik. Na miejscu jeszcze spotkaliśmy się ze znajomymi, którzy również startowali.
Przed startem pogoda była idealna, około 8 stopni i słoneczko. Na starcie zgromadziło się około 10.000 maratończyków, 16.000 pół-maratończyków i 14.000 sztafetowych maratończyków. Wszyscy biegli mniej więcej tą samą trasą. Logistycznie było to nie lada wyzwanie, ponieważ co i rusz na trasie były rozwidlenia (półmaraton prosto, maraton w lewo), i punkty przekazu pałeczki dla sztafetowców.
Atmosfera była wspaniała, z głośników wybrzmiewały walce Wiedeńskie. Moim celem było pobiec poniżej 4 godzin (życiówka do tej pory 4:06, Berlin) a jako strategię po dyskusjach z Robertem wybrałem negative split, co okazało się strategią trafioną. Dodatkowo umówiłem się z moim synem Darkiem, że będzie na mnie czekał przy 36 tym kilometrze, i że będzie biegł ze mną do końca.
Już brzmi sygnał START. Biegniemy, pierwsza dycha bez problemów, tętno w celu, czas w celu, 4 godzin jak najbardziej do osiągnięcia. Pierwszy bufet: powerejdzik, bananek i dalej bieg. Zgodnie ze strategią negative split teraz trochę podniosłem tętno (o 5 uderzeń/min), i biegłem trochę szybciej, bo zaczęła się już druga dycha. Czas miałem w celu, biegało mi się dobrze, już widziałem 21km. Biegałem dalej, widziałem piękny czerwony dywan, i pomyślałem sobie „wygląda mi to już na metę”, i rzeczywiście META – ale dla pół maratończyków! Niestety przeoczyłem rozwidlenie, maraton skręcił w na lewo, a ja pobiegłem prosto. A tu meta dla pół maratończyków. Widziałem, że rozdają medale, no to szkoda nie wziąć, więc ustawiłem się w kolejce, dostałem medal, wydostałem się następnie z miasteczku maratońskiego i dołączyłem z powrotem do maratonu. Nieźle się zdenerwowałem , więc dodałem trochę więcej gazu aby nadrobić 10 minut straty. Już 25 kilometrów, już 30, już 35 kilometrów, i przy 36-tym kilometrze widziałem mojego syna, który tam na mnie czekał aby dołączyć do mnie. Bardzo dobrze mnie dopingował przez ostatnie 6 kilometrów i razem wbiegliśmy na metę. To był już drugi raz po tym samym czerwonym dywanie i drugi medal tego dnia, tym razem za maraton. Czas końcowy miałem 4:02, więc osiągnąłem życiówkę, aczkolwiek nie poniżej 4 godzin. Byłoby poniżej gdybym nie stracił 10 minut w połowie drogi  .
Dziękuję żonie, córce i przede wszystkim synowi za wspaniały kibicowanie. Renacie, Wiesiowi, Robertowi i pozostałym członkom „Kondycji” za dobre przygotowanie podczas wspólnych treningów!
Pozdrawiam
Jan

Zobacz więcej informacji o biegu …

Komentarze

  1. Roberto

    Jan, gdyby nie to zamieszanie z połówką to czas byłby lepszy od 3:50!!
    Ja nie pomyliłem trasy, ale nawaliło gdzie indziej… jednym słowem mamy powera do dalszych wspólnych ostrych treningów (tylko Jan nie tak jak w ostatnią sobotę 😉 )

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Stowarzyszenie Rekreacyjno-Sportowe "Kondycja"
05-500 Piaseczno, ul. 1 Maja 16 · Telefon: 604 466 206
obsługa informatyczna: